gdy tuż po zabiciu Caroline, James zachowywał się jak gdyby nigdy nic, a w scenie na lotnisku nawet się śmiał. Jakoś nie współgra z dramatem, który James chyba przeżył? Tzn. niby rozumiem, że nawet jak ktoś jest w żałobie, nie znaczy, że nigdy się nie śmieje, tylko na okrągło płacze i jest załamany, ale nie pasowały te sceny do reszty filmu, gdzie przecież była pokazana szczęśliwie zakochana para. Oglądałam ten film wiele razy i zawsze mnie to uwiera. :-)